6/20/07

Czego z dziedziny informatyki najbardziej brakuje w typowym biurze? Nie, nie pracowników, zakładam, że nie wyjechali. Sprzętu, sieci, dostępu do netu? Nie, firma sobie radzi, nie bieduje, dział IT też jakoś ogarnia. Więc czego brakuje? Brakuje wykształcenia informatycznego pracowników.

Nieprawda! Umieją obsługiwać Worda i Internet też obsługiwać umieją….

Tylko, że to obecnie nie wystarcza. Często zastanawia mnie jak ludzie sobie radzą z codziennymi pracami na komputerze, nie mając podstawowej (w opinii branżowca) wiedzy. Najgorszym w tym wszystkim jest, nie to, co z uwagi na moją pracę udało mi się zobaczyć, nie to jak często, ale to gdzie i u jakich osób się to zdarza.

Nieefektywny informatycznie handlowiec, dłubie godzinami zestawienia w Excelu, jego problem. Niewykształcona informatycznie sekretarka, czy recepcjonistka widocznie utrudnia życie biura, niewyedukowana jednostka na stanowisku kierowniczym niszczy życie osobiste asystentki, utrudnia funkcjonowanie pracownikom, działowi IT w szczególności, niestety nie przynosi wstydu….

Co z tym zrobić? Najchętniej uciąłbym problem u podstawy i zatrudniał w firmach tylko osoby o określonych umiejętnościach w obsłudze komputera. Niestety, taka firma mogłaby się narazić na poważne braki w personelu.

Prawda jest jedna: trzeba ludzi szkolić. Najważniejsze problemy są dwa. Niestety nie należą do nich ograniczenia w funduszach. Pierwsza sprawa to mentalność. Pracownik musi być komunikatywny, mieć prawo jazdy, albo jakiś certyfikat obsługi xero, często znać język. Ale sytuacja w której przyjmuje się, że każdy kandydat, który wpisze w CV informacje o obsłudze „Pakietu Office, Internetu, Worda i Excela” ma wystarczające kwalifikacje do wydajnej, a przynajmniej nie powodującej strat pracy na komputerze jest błędna. Często trudno obwiniać o to ludzi, w końcu gdzie mieli się tego nauczyć i wbrew pozorom nie jest to kpina – informatyka w szkołach ponadpodstawowych parę lat temu leżała (nie wiem jak teraz), prace licencjackie składali zawsze koledzy od IT, mp3 jest dość łatwo uruchomić bez szkolenia. Skoro nowych pracowników wysyła się na lokalne szkolenia branżowe, każdego powinno się wysyłać na krótkie kursy informatyczne. Przykładowe tematy: (właściwa praca z komputerem, efektywna obsługa edytora tekstu i klienta poczty, co to są dane). Proszę o zachowanie spokoju, nie stwierdzam kategorycznie, że tak teraz każdy musi robić – bo to utopia, ale trzeba zmienić podejście – takie szkolenia są potrzebne.

Drugi problem to sami pracownicy, choć większość chce się szkolić i rozwijać, to już na szkolenie stawia się co drugi, nie mają czasu, chęci, są zapracowani, ewentualnie przyjdą w przyszłym tygodniu. Szkolenie traktowane jest jak coś dodatkowego, często jak zło koniecznie i zanim to się zmieni (jeśli w ogóle) to trochę danych w sieci przetransferujemy…

Oczywiście na placu boju zostaje nasz niezawodny, nowoczesny i otwarty dział IT. To niestety nasza działka. Regularnie, z uporem maniaka: tłumaczyć, szkolić, tłumaczyć, podpowiadać, tłumaczyć, przygotowywać instrukcje, tłumaczyć, robić „poranki z Wordem”, tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć.

Czy to działa? Niestety, a raczej na szczęście tak. Mam żywcem z życia wyjęte przykłady, gdy lata tłumaczeń, odpowiedniego podejścia i jeszcze raz tłumaczeń przynoszą rezultaty w postaci zespołów ludzi, którzy ogarniają co się dzieje na komputerach, nie psują ich i reagują normalnie na sytuacje awaryjne. Niestety to lata… ale od czego jest efektywność nowoczesnych technologii…

Więc drogi dziale IT, czas zakasać rękawy, przygotować „howtusy” i ruszyć w bój. Nie szybko i niektórych, tylko powoli i wszystkich i KONIECZNIE nie tracić zapału oraz być systematycznym, najgorsza jest pierwsza setka, potem już jakoś leci…

-o((:: sprEad the l0ve ::))o-